Federacyjna Republika Brazylii to jedno z największych państw świata. Fascynujące i wywołujące gęsią skórkę. Ponad 200 milionów mieszkańców rożnej maści. W Brazylii ciężko określić kto tu jest turystą, a kto nie. Totalny mix. Na południu znajdziemy więcej mieszkańców pochodzenia europejskiego w tym polskiego, na wschodzie zaś mulaci, a Indianie na północnym-zachodzie.

Brazylia jest średnio rozwiniętym państwem z dużym wskaźnikiem przestępczości, włącznie z przypadkami rabunków z bronią w ręku. W 2017 roku droga piesza z Parque Lage do Corcovado czyli Pomnika Chrystusa została zamknięta po tym jak polski turysta stawił opór rabusiom i został dźgnięty nożem. Wiadomo, Polak potrafi. Mężczyzna był 58 ofiarą w ciągu 10 dni. Nie udało mi się znaleźć informacjo czy przeżył,  ale mam nadzieję, że tak. Z tego tez powodu ja sama zrezygnowałam z pieszej wędrówki.

Moim pierwszym przystankiem w Brazylii było przepiękne i tajemnicze Rio.
Rio de Janeiro czyli po prostu Rio, jak mówi większość, to ogromne miasto. Zaraz po Sao Paulo – największe miasto kraju. Nazwa Rio w tłumaczeniu to mniej więcej „Rzeka Styczniowa”. Mi nazwa Rio de Janeiro strasznie się podoba i brzmi jakoś tak egzotycznie. Rio zostało odkryte przez Portugalczyka (oczywiście Europejczyk musiał zakłócić spokojne życie tubylców), a jako że sądził, iż było to ujście rzeki, to nazwał zatokę rzeką styczniową.

Miasto liczy ok. 12 milionów mieszkańców,  czyli tak jakby 1/3 mieszkańców całej Polski. Brazylia to bardzo popularna destynacja turystyczna, ale wciąż mało dostępna dla rodaków. Ceny biletów i pobytu mogą przyprawić o zawrót głowy. Często brakuje też odwagi, a zorganizowane wycieczki są mega drogie. Przed wyjazdem kilkukrotnie słyszałam –  po co się tam pcham, że jest niebezpiecznie itp. W Rio znajduje się popularna Copacabana, Ipanema, pomnik Chrystusa Odkupiciela wzniesiony na górze Corcovado oraz Góra Cukru.

Drugiego dnia mojego pobytu moim priorytetem był zakup karty sim z internetem. Początkowo myślałam, że będę używać internetu od polskiego dostawcy T-mobile, ale mają jakieś kosmiczne ceny. Jako że był to dopiero mój drugi dzień w Rio, do pewności siebie było mi jeszcze daleko. Zaopatrzona w stary portfel i telefon (na wypadek gdyby mnie ktoś chciał okraść – rady z sieci) wyruszyłam na miasto (prawdziwy telefon i pieniądze ukryłam pod koszulką).

Bariera językowa to mur!!! Mur, który nie sądziłam, że będzie tak ciężki do pokonania. Dlaczego nikt tutaj nie mówi po angielsku??? Dlaczego nawet jednego słowa…? To zdecydowanie utrudnia życie. Moje próby kupienia karty pre-paid spaliły na panewce, a zeszło mi na tym pól dnia. W końcu kartę dostałam i nawet ją kupiłam, ale żeby ją zarejestrować potrzeba brazylijskiego numeru identyfikacyjnego. No pięknie Poddałam się i automatycznie zaczęłam żałować, że nie nauczyłam się chociaż ciut ciut portugalskiego.

Jakie emocje towarzysza takiej samotnej podroży na drugi koniec świata? Adrenalina, ekscytacja, nowość wprowadzają stan umysłu na wyższy poziom. Musisz się skupić i czuwać, jesteś sam i chociaż zawsze myślę, że jakoś to będzie, towarzyszące emocje są ciężkie do opisania.

Dużo łatwiej jest mi zrozumieć ludzi z pasją, chociażby tych, którzy idą w góry wysokie pomimo ryzyka (chociaż to nieporównywalne). Ja zrobiłabym to samo. Z pewnością jest to pewien rodzaj uzależnienia, i kiedy zrobisz jeden krok i zejdziesz z utartego szlaku, ciężko już jest się zatrzymać.

Czuję się szczęściarzem i podczas wyjazdów często odczuwam wdzięczność za to, że mogę być w tych cudownych miejscach, chociaż wiele osób nie pochwala mojego stylu życia. Cóż – moje życie, mój wybór…

Mam nadzieje, ze tekst się podoba?
Czekam na opinie i jeśli chcielibyście o coś zapytać, to proszę śmiało pisać na fb.

Agata