Na próbie
Na próbie "Miechowiaków" - Maria Kwiatek z kapelą - fot. Krzysztof Capiga

Już niespełna miesiąc pozostał do jubileuszu 100. rocznicy powstania Liceum Ogólnokształcącego. Przygotowania organizacyjne idą pełną parą. Tak jak już pisaliśmy na portalu miechowski.pl, niemalże gwoździem bogatego programu uroczystości rocznicowej będzie występ reaktywowanego na tę okazję Zespołu Pieśni i Tańca „Miechowiacy”. Jego członkowie reprezentujący różne pokolenia ćwiczą regularnie, by 11 czerwca swym występem przypomnieć zespół, który niegdyś przez 20 lat reprezentował„Ogólniak” i poprzez swe sukcesy na różnorakich przeglądach i festiwalach sławił nie tylko szkołę ale i całą ziemię miechowską. Zespół prezentował nie tylko rodzimy folklor krakowski, ale bogate w tradycje regiony – lubelski, czy choćby śląski. Z racji jubileuszu do zespołu powrócili nie tylko jego członkowie darzący sentymentem lata spędzone w szkole jubilatce i „Miechowiakach”. Powróciła do niego również jego założycielka, mentorka, choreograf, kierownik artystyczny i zarazem wychowawca młodzieży – Maria Kwiatek. Pewnie można by więcej określeń nadać opisując osobę Pani Marii, która przez 20 lat włożyła niezliczone pokłady wysiłku, starań i serca, by zespół święcił triumfy na arenie ogólnopolskiej. A tak rzeczywiście było.

Postanowiliśmy porozmawiać z Marią Kwiatek, jak to jest powrócić po latach do zespołu, spotkać się ze swoimi podopiecznymi i znów prowadzić zespół?
M.K. – Spotkanie z młodzieżą to jest rewelacyjna sprawa. Chciałabym bardzo, żeby oprócz jubileuszu Liceum, zespół zaistniał potem, choćby na lipcowym międzynarodowym festiwalu folklorystycznym, którego jedna z odsłon odbywa się w naszym Miechowie. Dla wielu byłaby to wielka przygoda. Szkoda po prostu tego potencjału, który drzemie w tańczących i w kapeli.

Maria Kwiatek i jej zaangażowanie na próbie - fot. Krzysztof Capiga
Maria Kwiatek i jej zaangażowanie na próbie – fot. Krzysztof Capiga

Jakie są najważniejsze i najciekawsze momenty z bogatej historii i życia twórczego „Miechowiaków”?

 

M.K. – Zespół funkcjonował 20 lat. Momentów było bardzo wiele. Najwspanialsze chwile były zawsze po występie, gdy się miało świadomość, iż wszystko się udało i wysiłek nie poszedł na marne. Bardzo mile wspominam m.in.: festiwal we włoskim Minturno, międzynarodowy festiwal w Zawoi, Babiogórską Jesień, Gorzów Wielkopolski, pierwszy występ z „Krakowiakiem” i to w samym Krakowie, gdzie zdobyliśmy główną nagrodę wśród profesjonalnych zespołów i przy wymagającym jury. Wspominam bardzo mile wszystkie momenty, kiedy wszyscy wokół ze zdziwieniem otwierali oczy, że zespół działający przy szkole i na domiar z małej miejscowości, prezentuje tak wysoki poziom.

Czy widzi Pani przyszłość dla tego typu działalności w obecnych czasach, którymi zawładnęły media, komputery i internet? Czy można nowoczesnej młodzieży zaszczepić bakcyla folkloru?
M.K. – Myślę, że jeśli młodzi ludzie spotkają na swej drodze osoby, które potrafią ich zachęcić do takiej działalności, pokazać im jaka to może być fajna przygoda, choć ciężka przy tym praca – czemu nie…? Trzeba w to włożyć dużo tzw. pracy pedagogicznej by przyciągnąć młodzież. Z każdą młodzieżą można się porozumieć, tylko trzeba chcieć.

Oczywiście za tą pracą w parze musi iść jakieś wsparcie…?
M.K. – Oczywiście. Nie da się ukryć, musi być na to wsparcie finansowe. Dlatego, że stroje, wyjazdy, utrzymanie zespołu, wszystko to związane jest z kosztami. Osobiście pieniądze zdobywałam w różny sposób. Nikt wówczas tak chętnie nie sypał groszem. Były inne czasy. Niemniej jednak, gdyby zespół kilkakrotnie zaprezentował się z dobrej strony, to myślę, że na pewno znaleźliby się sponsorzy, choćby w osobach rodziców. Międzynarodowy festiwal, który przyszedł do Miechowa, jest wspaniałą szansą, by taki zespół jak „Miechowiacy” znów zaistniał. Jest to znakomita możliwość do pokazania się i tym samym do przyciągnięcia sponsorów.

Wiadomo, iż Pani od wielu lat nie mieszka już w Miechowie i nie jest z nim związana tak jak kiedyś. Tęskni Pani czasem za tym miasteczkiem?
M.K. – Mam być szczera…? Nie koniecznie… Przyzwyczaiłam się już do pewnych innych zasad, jak ludzie żyją, pracują. Gdzie indziej napotkałam inne układy międzyludzkie. Jest pewna niezależność, możliwość decydowania o sobie. Natomiast sam Miechów jest bardzo ładnym miasteczkiem. Może nie czuję do tego miasta tak dużej więzi, ponieważ nie pochodzę stąd. Przyjechałam tu z innego miasta i zaistniałam tu w życiu rodzinnym i zawodowym. Potem wyjechałam. Poznałam inne życie, inne kraje. Oczywiście wracam do Miechowa, przede wszystkim do młodzieży.

A co by Pani przeniosła do Miechowa z innych zakątków świata, w których Pani bywała, by życie było tu prostsze, lepsze…? Może by coś Pani chciała zmienić w samych miechowianach?
M.K. – Trzeba by przede wszystkim zmienić mentalność ludzi. Jak to bywa w małym miasteczku – wszyscy, wszystko o sobie wiedzą, czasami jeden drugiemu zazdrości. Generalnie trzeba sobie życie ułatwiać. A u nas generalnie niemal zawsze jest chęć utrudnienia tego życia. Są to moje odczucia na bazie moich doświadczeń zdobytych podczas pobytu w Miechowie, który znam już od lat 70-tych ubiegłego wieku.
Wiele się też zmieniło na lepsze. Miechów jest naprawdę ładnym, zadbanym miasteczkiem. Widać, że się dużo robi w tym kierunku. Mamy na przykład piękne boisko przy liceum. Dużo się dzieje dobrych rzeczy. Zawsze chętnie tu powracam. Ciągnie mnie do pracy z młodzieżą.

rozmawiał Krzysztof Capiga